Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #units. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #units. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 czerwca 2016

San Francisco w ogniu!

Sytuacja 1

21.00, Ala niedawno zasnęła po długich męczarniach... Cieszymy się, że w końcu będziemy mieć trochę czasu na odpoczynek. I własnie wtedy to... przeraźliwy, przewiercający mózg dźwięk. Dźwięk, w którym nie da się wytrzymać - ALARM POŻAROWY! Alicja oczywiście budzi się z płaczem, trzeba ją uspokajać. Szybko się ubieramy, wychodzimy na korytarz - dużo sąsiadów. Alarm przestaje dzwonić - okazuje się, że włączył się przypadkowo. Wracamy i ... do 1 walczymy, aby Alicja znowu zasnęła.... Ehhhh

Sytuacja 2

Sobota. Szymon niedawno poszedł z Alicją na spacer. Jedyny dzień w tygodniu, jedyne 3h tylko dla siebie. Robię sobie kawkę, do tego zdrowe ciasteczko, układam się na kanapie z książka - teraz będzie relaks! Zapomnij! ALARM POŻAROWY! Pakuję w biegu najpotrzebniejsze rzeczy i obiecuję sobie, że sporządzę listę, co w ogóle w takim biegu powinnam zabrać: ciepłe ciuchy, portfel, komórka, może komputery? W myślach cieszę się, że Alicja jest na spacerze i nie musi słuchać tego wycia. Wybiegam na ulicę - stoi tam już całkiem spore grono sąsiadów. Zaraz przyjeżdża straż pożarna. Strażacy obchodzą budynek, a ja piszę smsa do sąsiadki, czy na pewno pies jest z nimi, a nie w domu. Okazuje się, że jednak został sam, bo sąsiedzi akurat są na siłowni. Pędzą zdyszani do domu, bo pożar, bo w takim hałasie to nawet pies nie jest w stanie wytrzymać. W momencie gdy dobiegają - straż pożarna wyłącza alarm. Pytam co się stało? "Pewnie ktoś spalił obiad" żartuje sobie strażak... Super! A ja mam relaks na ulicy.


źródło: www.spartanerv.com

Sytuacja 3

No tutaj to już przesada! Sobota, 8.40. Historyczny mecz. Polska doszła do 1/8 w Euro 2016. Dogrywka kończy się remisem i czekamy na rzuty karne. No to teraz będą emocje! Emocje są jednak nieco inne. ALARM POŻAROWY! No żesz to! Pakujemy się (teraz już zgodnie z listą), Alicja zaczyna płakać, bo dźwięk przeszywa naprawdę wszystko. Opatulamy ją kocem i zbiegamy po schodach. Większość sąsiadów (jak nie wszyscy) dzieci nie mają, więc wstać wcześnie nie muszą, co oznacza piżama party na ulicy. Standardowa procedura - przyjeżdża straż pożarna, obchód, alarm zostaje wyłączony (tym razem jakieś mieszkanie, gdzie nikogo nie było). Oczywiście procedura trochę trwa, więc jak wracamy to już po karnych. Dyskusja w studiu, ale że studio w USA to emocji nie widać. W końcu pokazują uśmiechniętego Lewandowskiego. Wow! Wygraliśmy! Tylko szkoda, że karnych nie widzieliśmy :/

To tylko niektóre sytuacje tego typu. Alarm pożarowy włącza się średnio raz na 2 tygodnie zapewniając mieszkańcom budynku dodatkowe atrakcje. Zawsze w najmniej odpowiednim momencie! A dlaczego tak się dzieje? Powody są dwa.

Po pierwsze - w naszym budynku instalacja przeciwpożarowa jest jakoś niesamowicie czuła. Każdy ma w mieszkaniu 2 czujki. Jedna wewnętrzna, która wygląda tak:


i daje znać, czy ten alarm to czasem nie u nas. Jej wyjątkową wrażliwość odczuliśmy już na własnej skórze. Wieczór. Ala śpi, a ja piekę bułki. Uchylam na chwilę piekarnik, a tu nagle przeraźliwy sygnał, dioda mrugająca na czerwono oraz kobiecy głos dobiegający z czujki: "FIRE, FIRE". Co tu robić? Jak nie przenieść tego alarmu na cały budynek, aby kolejny głośniczek sygnalizujący pożar w całym budynku nie zaczął dotkliwie przypominać wszystkim o swoim istnieniu?



Tu również mamy już teraz (bo to nie raz się piecze bułki, burgery, czy co innego) dobrze opracowaną procedurę  - otwiera się okna, włącza wentylator w mikro-kombo-falówce, wentylator w korytarzu i dalej ręcznikiem machać koło czujki. A jak już się wie - to i czujkę można zasłonić ;)

Drugi powód - te wszystkie domy, domki, budynki w San Francisco są zrobione głównie z drewna. Z zewnątrz ciężko się domyślić, ale jednak...




Powód: trzęsienia ziemi, które mogą w San Francisco wystąpić (ostatnie były w 1906 i 1989 roku). Takie budynki z drewna to podobno od razu się nie zawalą i mniej krzywdy człowiekowi zrobią. Budownictwo "w razie trzęsienia" pociąga za sobą określone konsekwencje, z którymi człowiek boryka się na co dzień. Ściany są cienkie jak z dykty, a tak naprawdę to dykty są 2, a w środku drewniane belki - studs. Rozłożone są co 16 cali, czyli ok 41 cm [te jednostki, grrr]. Jest nawet specjalne urządzenie do ich wykrywania. Jest to stud detector i przydaje się, gdy chcesz na przykład powiesić ciężki telewizor lub półkę. Musisz się wwiercić w stud, bo inaczej wszystko runie (choć i tak dziwię się, że te drewniane belki wystarczą). Jest też lepszy sposób na znalezienie tych studs, który Szymon znalazł na forum i dzielnie stosuje. Wystarczy magnes - w każdej belce są grube gwoździe i magnes prawdę Ci powie.



Ponadto, sufity/ podłogi też nie zdumiewają grubością. Wykładzina podłogowa ma nieco zagłuszyć hałasy, ale i tak można usłyszeć dokąd twój sąsiad z góry idzie.

Podsumowując, dźwięk Straży Pożarnej to najczęstszy dźwięk, który słyszymy w San Francisco, choć pożaru jeszcze nigdy nie widzieliśmy. A gdy raz zapytałam strażaka, czy alarm był fałszywy, usłyszałam jedno - alarm był prawdziwy, tylko pożaru nie było. I to cała prawda na ten temat.









środa, 23 marca 2016

Ten piekarnik nagrzewa się do 550 stopni!

- Zobacz ten piekarnik. Nastawiłem na 180 stopni, ale w ogóle nie grzeje... - powiedział mój mąż przygotowując piekarnik do wstawienia zapiekanki. 
- A nie zdziwiło Cię, że ustawianie temperatury zaczyna się od 350 stopni i nagrzewa się do 550?
Taaak - ciągle łapiemy się na tym, że myślimy w Celsjuszach, a w USA wszędzie te Fahrenheity. 




O tym jak bardzo jednostki miary w USA różnią się od tych europejskich pisałam już w postach Jednostki bez miary, grrrr... i Poproszę GALLON mleka. Fahrenheit jest kolejną taką jednostką, choć oczywiście jeszcze kilka przede mną. 

Skalę pomiaru temperatury używaną w USA stworzył niejaki Daniel Gabriel Fahrenheit, który, zgodnie z wszechwiedzącą Wikipedią, urodził się w Gdańsku (!). Oprócz USA skalę tę stosują również tak znaczące części świata jak Kajmany, Bahamy i Belize ;)

Oczywiście do przeliczania Fahrenheitów na stopnie Celsjusza można użyć wujka Googla, który podpowie, jak ustawić piekarnik pomiędzy tym
 a tym 
.

Pamiętam też, jak podczas rozmowy kwalifikacyjnej Szymon mówił, że w Polsce jest -10 °C , a jego obecny szef złapał się za głowę po przeliczeniu na Fahrenheity, bo w Kalifornii to takiej temperatury nawet sobie wyobrazić nie mogą ;)

Ale co zrobić jak nie mamy Internetu, a na monitorze wyświetla się pogoda 


lub deska rozdzielcza samochodu wskazuje 100 stopni:

 ?

Wówczas to przydatne stają się następujące informacje:
- temperatura zamarzania wody: 0 °C = 32 °F
- temperatura wrzenia wody: 100 °C = 212 °F (oj, jak ja uwielbiam to nasze, proste i okrągłe 100 stopni na czajniku, a nie jakieś dziwne 212... i zalej tu sobie zieloną herbatę!)


Z tych dwóch wskazówek łatwo już wyprowadzić wzór na przeliczanie stopni Celsjusza na Fahrenheity:


T_\mathrm{Celsjusz} = \frac{5}{9} * (T_\mathrm{Fahrenheit} - 32)

A ze względów praktycznych to najlepiej przeliczyć w zaokrągleniu z wynikiem zaniżonym o ok. 10%, czyli odjąć 32 i podzielić przez 2:

     TCelsjusz = (TFahrenheit - 32)/2

I wtedy już szybciutko można obliczyć jaką najwyższą temperaturę w życiu doświadczyłam zwiedzając Zaporę Hoovera w 2013:
(117 °F - 32 °F)/2 = 42,5 °C       
+ 10% błędu, czyli ok. 47°C, co potwierdza wujek Google (ojjj było gorrrąco! aż do samochodu ciężko wrócić było...) 



A na koniec 2 śmieszne mity o skali Fahrenheita z Wikipedii:
  • 0°F zostało wyznaczone jako najniższą temperaturę zimy 1708/1709 zanotowaną w Gdańsku – mieście rodzinnym odkrywcy;
  • 100 °F miało być temperaturą jego ciała. Na skutek błędów (miał wtedy stan podgorączkowy) skala się „przesunęła” i 100 °F oznaczało 37,8 °C.



piątek, 26 lutego 2016

Poproszę GALLON mleka

W nawiązaniu do poprzedniego posta omówię jedną z najważniejszych jednostek bez miary, czyli gallon.

Gallon (skrót: GAL) to w USA najczęściej używana jednostka objętości. Nie mogę napisać, że podstawowa, bo różnie to bywa na różnych produktach, ale mogę stwierdzić, że najczęściej używana z dwóch powodów. Po pierwsze - zazwyczaj objętość danego płynu na opakowaniu wyrażona jest w gallonach i pochodnych gallona. Po drugie - to w gallonach kupuje się paliwo i wszystkie ceny na stacjach benzynowych to ceny za gallon paliwa [cenom paliwa na pewno poświęcę jakiś short post].


Gallon to jak podaje wujek Google 3.78541 litra, czyli w przybliżeniu 3.79 L. Co ciekawe na opakowaniach napisane jest, że to 3.78 L, więc zaokrąglone w dół.




Ponadto, co ważne:

1 GAL (gallon) = 4 QT (liquid quart) = 8 PT (liquid pint) = 128 FL OZ (fluid ounce) 

[btw: dlaczego kwarty i pinty są liquid a uncje fluid? może się kiedyś dowiem...]

i co mniej istotne, ale ciekawe - gallon jest powiązany z łyżkami stołowymi i łyżeczkami:

1 GAL (gallon) = 256 tbsp (tablespoon) = 768 tsp (teaspoon)

Jak zauważyłam już wcześniej, jedyne co wg mnie łączy te jednostki to to, że dzielą się przez 4 ;)

Z praktycznego dla mnie punktu widzenia przydaje się, że:

1 FL OZ (płynna uncja) = ok. 30 ml

Wielość stosowanych jednostek powoduje, że na opakowaniach można znaleźć ich przeróżne kombinacje. W ciągu 3 tygodni mieszkania w Kalifornii (ale zleciało!) kupiliśmy m.in. (objętości z opakowań):
- sok pomarańczowy:  1 GAL = 128 FL OZ = 3.78 L


- mleko: 1 QT = 946 mL [to też ciekawe - nie ml jak w Polsce, tylko mL]
- płyn do mycia naczyń: 25 FL OZ =1.56 PT = 946 mL


- Pepsi: 2 L = 2,1 QT
- Coca Cola: 2 L = 2 QT i 3.6 FL OZ = 67.6 OZ [Pepsi podaje z przecinkiem a Cola w uncjach ;)]



- woda mineralna Arrowhead: 101.4 FL OZ = 3 QT i 5.4 FL OZ = 3 L [i to te okrągłe litry podają na końcu]
- woda mineralna Crystal Geyser: 1 GAL = 3,78 L [niby takie same butelki wody, a objętość inna i to prawie o litr!]


... i jak tu zrobić małe zakupy?

Moim zdaniem powoduje to niezłe zamieszanie, a czytałam nawet, że firmy podwyższając ceny produktów jednocześnie zmieniają jednostkę tak, aby konsument się nie zorientował, że płaci więcej za mniej. Taki mały zabieg marketingowy. Ale ja jestem czujna i ... przeliczam!








Jednostki bez miary, grrrr...

Jednostki miary to zdecydowanie jedna z największych różnic pomiędzy USA a Europą. Nie rozumiem dlaczego Amerykanie nie stosują układu SI i miar dziesiętnych... Przecież to dużo prostsze, bo przesuwa się tylko przecinek. Połapanie się w tych wszystkich galonach, funtach, uncjach (i tutaj są jeszcze uncje płynne), milach, calach, stopach kwadratowych, Fahrenheitach itd. to prawdziwe wyzwanie! Tak sobie myślę, że Amerykanie to jednak muszą być szalenie inteligentni, że umieją to wszystko przeliczać. A może wcale tego nie robią? Na razie korzystam z konwertera Google i uczę się przeliczania jednostek. Zauważyłam, że często są to wielokrotności 4, a przecinek jako separator dziesiętny (a właściwie kropkę) to stosuje się tutaj jedynie na rachunkach (choć pewnie nie ma to dla nich znaczenia, bo i tak zaokrągla się to do napiwków ;). O poszczególnych jednostkach będę pisać w innych postach! Czas na szczęście liczą w tych samych jednostkach - chociaż jakaś stała (nie licząc oczywiście przesunięcia czasu o 9h ;).