Sytuacja 1
21.00, Ala niedawno zasnęła po długich męczarniach... Cieszymy się, że w końcu będziemy mieć trochę czasu na odpoczynek. I własnie wtedy to... przeraźliwy, przewiercający mózg dźwięk. Dźwięk, w którym nie da się wytrzymać - ALARM POŻAROWY! Alicja oczywiście budzi się z płaczem, trzeba ją uspokajać. Szybko się ubieramy, wychodzimy na korytarz - dużo sąsiadów. Alarm przestaje dzwonić - okazuje się, że włączył się przypadkowo. Wracamy i ... do 1 walczymy, aby Alicja znowu zasnęła.... Ehhhh
Sytuacja 2
Sobota. Szymon niedawno poszedł z Alicją na spacer. Jedyny dzień w tygodniu, jedyne 3h tylko dla siebie. Robię sobie kawkę, do tego zdrowe ciasteczko, układam się na kanapie z książka - teraz będzie relaks! Zapomnij! ALARM POŻAROWY! Pakuję w biegu najpotrzebniejsze rzeczy i obiecuję sobie, że sporządzę listę, co w ogóle w takim biegu powinnam zabrać: ciepłe ciuchy, portfel, komórka, może komputery? W myślach cieszę się, że Alicja jest na spacerze i nie musi słuchać tego wycia. Wybiegam na ulicę - stoi tam już całkiem spore grono sąsiadów. Zaraz przyjeżdża straż pożarna. Strażacy obchodzą budynek, a ja piszę smsa do sąsiadki, czy na pewno pies jest z nimi, a nie w domu. Okazuje się, że jednak został sam, bo sąsiedzi akurat są na siłowni. Pędzą zdyszani do domu, bo pożar, bo w takim hałasie to nawet pies nie jest w stanie wytrzymać. W momencie gdy dobiegają - straż pożarna wyłącza alarm. Pytam co się stało? "Pewnie ktoś spalił obiad" żartuje sobie strażak... Super! A ja mam relaks na ulicy.
Sytuacja 3
No tutaj to już przesada! Sobota, 8.40. Historyczny mecz. Polska doszła do 1/8 w Euro 2016. Dogrywka kończy się remisem i czekamy na rzuty karne. No to teraz będą emocje! Emocje są jednak nieco inne. ALARM POŻAROWY! No żesz to! Pakujemy się (teraz już zgodnie z listą), Alicja zaczyna płakać, bo dźwięk przeszywa naprawdę wszystko. Opatulamy ją kocem i zbiegamy po schodach. Większość sąsiadów (jak nie wszyscy) dzieci nie mają, więc wstać wcześnie nie muszą, co oznacza piżama party na ulicy. Standardowa procedura - przyjeżdża straż pożarna, obchód, alarm zostaje wyłączony (tym razem jakieś mieszkanie, gdzie nikogo nie było). Oczywiście procedura trochę trwa, więc jak wracamy to już po karnych. Dyskusja w studiu, ale że studio w USA to emocji nie widać. W końcu pokazują uśmiechniętego Lewandowskiego. Wow! Wygraliśmy! Tylko szkoda, że karnych nie widzieliśmy :/
To tylko niektóre sytuacje tego typu. Alarm pożarowy włącza się średnio raz na 2 tygodnie zapewniając mieszkańcom budynku dodatkowe atrakcje. Zawsze w najmniej odpowiednim momencie! A dlaczego tak się dzieje? Powody są dwa.
Po pierwsze - w naszym budynku instalacja przeciwpożarowa jest jakoś niesamowicie czuła. Każdy ma w mieszkaniu 2 czujki. Jedna wewnętrzna, która wygląda tak:
i daje znać, czy ten alarm to czasem nie u nas. Jej wyjątkową wrażliwość odczuliśmy już na własnej skórze. Wieczór. Ala śpi, a ja piekę bułki. Uchylam na chwilę piekarnik, a tu nagle przeraźliwy sygnał, dioda mrugająca na czerwono oraz kobiecy głos dobiegający z czujki: "FIRE, FIRE". Co tu robić? Jak nie przenieść tego alarmu na cały budynek, aby kolejny głośniczek sygnalizujący pożar w całym budynku nie zaczął dotkliwie przypominać wszystkim o swoim istnieniu?
Tu również mamy już teraz (bo to nie raz się piecze bułki, burgery, czy co innego) dobrze opracowaną procedurę - otwiera się okna, włącza wentylator w mikro-kombo-falówce, wentylator w korytarzu i dalej ręcznikiem machać koło czujki. A jak już się wie - to i czujkę można zasłonić ;)
Drugi powód - te wszystkie domy, domki, budynki w San Francisco są zrobione głównie z drewna. Z zewnątrz ciężko się domyślić, ale jednak...
Powód: trzęsienia ziemi, które mogą w San Francisco wystąpić (ostatnie były w 1906 i 1989 roku). Takie budynki z drewna to podobno od razu się nie zawalą i mniej krzywdy człowiekowi zrobią. Budownictwo "w razie trzęsienia" pociąga za sobą określone konsekwencje, z którymi człowiek boryka się na co dzień. Ściany są cienkie jak z dykty, a tak naprawdę to dykty są 2, a w środku drewniane belki - studs. Rozłożone są co 16 cali, czyli ok 41 cm [te jednostki, grrr]. Jest nawet specjalne urządzenie do ich wykrywania. Jest to stud detector i przydaje się, gdy chcesz na przykład powiesić ciężki telewizor lub półkę. Musisz się wwiercić w stud, bo inaczej wszystko runie (choć i tak dziwię się, że te drewniane belki wystarczą). Jest też lepszy sposób na znalezienie tych studs, który Szymon znalazł na forum i dzielnie stosuje. Wystarczy magnes - w każdej belce są grube gwoździe i magnes prawdę Ci powie.
Ponadto, sufity/ podłogi też nie zdumiewają grubością. Wykładzina podłogowa ma nieco zagłuszyć hałasy, ale i tak można usłyszeć dokąd twój sąsiad z góry idzie.
Podsumowując, dźwięk Straży Pożarnej to najczęstszy dźwięk, który słyszymy w San Francisco, choć pożaru jeszcze nigdy nie widzieliśmy. A gdy raz zapytałam strażaka, czy alarm był fałszywy, usłyszałam jedno - alarm był prawdziwy, tylko pożaru nie było. I to cała prawda na ten temat.
21.00, Ala niedawno zasnęła po długich męczarniach... Cieszymy się, że w końcu będziemy mieć trochę czasu na odpoczynek. I własnie wtedy to... przeraźliwy, przewiercający mózg dźwięk. Dźwięk, w którym nie da się wytrzymać - ALARM POŻAROWY! Alicja oczywiście budzi się z płaczem, trzeba ją uspokajać. Szybko się ubieramy, wychodzimy na korytarz - dużo sąsiadów. Alarm przestaje dzwonić - okazuje się, że włączył się przypadkowo. Wracamy i ... do 1 walczymy, aby Alicja znowu zasnęła.... Ehhhh
Sytuacja 2
Sobota. Szymon niedawno poszedł z Alicją na spacer. Jedyny dzień w tygodniu, jedyne 3h tylko dla siebie. Robię sobie kawkę, do tego zdrowe ciasteczko, układam się na kanapie z książka - teraz będzie relaks! Zapomnij! ALARM POŻAROWY! Pakuję w biegu najpotrzebniejsze rzeczy i obiecuję sobie, że sporządzę listę, co w ogóle w takim biegu powinnam zabrać: ciepłe ciuchy, portfel, komórka, może komputery? W myślach cieszę się, że Alicja jest na spacerze i nie musi słuchać tego wycia. Wybiegam na ulicę - stoi tam już całkiem spore grono sąsiadów. Zaraz przyjeżdża straż pożarna. Strażacy obchodzą budynek, a ja piszę smsa do sąsiadki, czy na pewno pies jest z nimi, a nie w domu. Okazuje się, że jednak został sam, bo sąsiedzi akurat są na siłowni. Pędzą zdyszani do domu, bo pożar, bo w takim hałasie to nawet pies nie jest w stanie wytrzymać. W momencie gdy dobiegają - straż pożarna wyłącza alarm. Pytam co się stało? "Pewnie ktoś spalił obiad" żartuje sobie strażak... Super! A ja mam relaks na ulicy.
źródło: www.spartanerv.com
Sytuacja 3
No tutaj to już przesada! Sobota, 8.40. Historyczny mecz. Polska doszła do 1/8 w Euro 2016. Dogrywka kończy się remisem i czekamy na rzuty karne. No to teraz będą emocje! Emocje są jednak nieco inne. ALARM POŻAROWY! No żesz to! Pakujemy się (teraz już zgodnie z listą), Alicja zaczyna płakać, bo dźwięk przeszywa naprawdę wszystko. Opatulamy ją kocem i zbiegamy po schodach. Większość sąsiadów (jak nie wszyscy) dzieci nie mają, więc wstać wcześnie nie muszą, co oznacza piżama party na ulicy. Standardowa procedura - przyjeżdża straż pożarna, obchód, alarm zostaje wyłączony (tym razem jakieś mieszkanie, gdzie nikogo nie było). Oczywiście procedura trochę trwa, więc jak wracamy to już po karnych. Dyskusja w studiu, ale że studio w USA to emocji nie widać. W końcu pokazują uśmiechniętego Lewandowskiego. Wow! Wygraliśmy! Tylko szkoda, że karnych nie widzieliśmy :/
To tylko niektóre sytuacje tego typu. Alarm pożarowy włącza się średnio raz na 2 tygodnie zapewniając mieszkańcom budynku dodatkowe atrakcje. Zawsze w najmniej odpowiednim momencie! A dlaczego tak się dzieje? Powody są dwa.
Po pierwsze - w naszym budynku instalacja przeciwpożarowa jest jakoś niesamowicie czuła. Każdy ma w mieszkaniu 2 czujki. Jedna wewnętrzna, która wygląda tak:
i daje znać, czy ten alarm to czasem nie u nas. Jej wyjątkową wrażliwość odczuliśmy już na własnej skórze. Wieczór. Ala śpi, a ja piekę bułki. Uchylam na chwilę piekarnik, a tu nagle przeraźliwy sygnał, dioda mrugająca na czerwono oraz kobiecy głos dobiegający z czujki: "FIRE, FIRE". Co tu robić? Jak nie przenieść tego alarmu na cały budynek, aby kolejny głośniczek sygnalizujący pożar w całym budynku nie zaczął dotkliwie przypominać wszystkim o swoim istnieniu?
Tu również mamy już teraz (bo to nie raz się piecze bułki, burgery, czy co innego) dobrze opracowaną procedurę - otwiera się okna, włącza wentylator w mikro-kombo-falówce, wentylator w korytarzu i dalej ręcznikiem machać koło czujki. A jak już się wie - to i czujkę można zasłonić ;)
Drugi powód - te wszystkie domy, domki, budynki w San Francisco są zrobione głównie z drewna. Z zewnątrz ciężko się domyślić, ale jednak...
Powód: trzęsienia ziemi, które mogą w San Francisco wystąpić (ostatnie były w 1906 i 1989 roku). Takie budynki z drewna to podobno od razu się nie zawalą i mniej krzywdy człowiekowi zrobią. Budownictwo "w razie trzęsienia" pociąga za sobą określone konsekwencje, z którymi człowiek boryka się na co dzień. Ściany są cienkie jak z dykty, a tak naprawdę to dykty są 2, a w środku drewniane belki - studs. Rozłożone są co 16 cali, czyli ok 41 cm [te jednostki, grrr]. Jest nawet specjalne urządzenie do ich wykrywania. Jest to stud detector i przydaje się, gdy chcesz na przykład powiesić ciężki telewizor lub półkę. Musisz się wwiercić w stud, bo inaczej wszystko runie (choć i tak dziwię się, że te drewniane belki wystarczą). Jest też lepszy sposób na znalezienie tych studs, który Szymon znalazł na forum i dzielnie stosuje. Wystarczy magnes - w każdej belce są grube gwoździe i magnes prawdę Ci powie.
Ponadto, sufity/ podłogi też nie zdumiewają grubością. Wykładzina podłogowa ma nieco zagłuszyć hałasy, ale i tak można usłyszeć dokąd twój sąsiad z góry idzie.
Podsumowując, dźwięk Straży Pożarnej to najczęstszy dźwięk, który słyszymy w San Francisco, choć pożaru jeszcze nigdy nie widzieliśmy. A gdy raz zapytałam strażaka, czy alarm był fałszywy, usłyszałam jedno - alarm był prawdziwy, tylko pożaru nie było. I to cała prawda na ten temat.